Czas powspominać ten rok, bo znajomi psiarze mówią, że pierwszy rok z psem jest tym najwspanialszym.
Styczeń- rodzice oficjalnie zgodzili się na psa, od tego momentu było nerwowe drobienie, szukanie TEGO JEDYNEGO i robienie papisiowych zakupów. Ten okres będę wspominać z radością, ponieważ spełnienie moich marzeń było kroczek ode mnie ;]
Luty- nerwowego drobienia ciąg dalszy, TEN JEDYNY został znaleziony, a 24 lutego o 3:17 w moim życiu pojawił się V, w tym momencie w formie puchatej kuleczki, która zaczęła oszczekiwać własne odbicie w szybie piekarnika. Następnego dnia nauczył się siadu. Cud, miód, malina. Dumna mama papisia, radość, szczęście, jednorożce, tęcza.
Marzec był miesiącem szczepień, pierwszych spacerów samotnie, i z Tysonem, nauki różnych komend i budowaniu więzi.
Kwiecień wspominamy nie najlepiej, a to z powodu babeszjozy która dopadła nas 1 kwietnia. Losie, to był nie śmieszny żart. Przez resztę kwietnia V. powoli dochodził do siebie, więc siłą rzeczy nie ćwiczyliśmy zbyt dużo
Maj- Wybrałam się na wystawę psów, niestety bez V, który nadal nie był w szczytowej formie. W połowie maja wybraliśmy się do dziadka na wieś, Papajka polatała z psami, żeby potem paść zmęczona i wyjeść babci 3 litrowy garnek krupniku ;] W międzyczasie zajęliśmy drugie miejsce na XXI wystawie psów kochanych.
W czerwcu przeżyłam pierwszy poważny kryzys motywacyjny, więc nic ciekawego się nie działo, ale przejdźmy już do obfitującego w wydarzenia...
Lipca, w którym musiałam się nasłuchać na temat morderczych psów. Kiedy byłam w domu spotykałam się z Wiką i Daysi, a u dziadka V. hasał z Gackiem i Budkiem
Sierpień spędziłam we Włoszech[ bez psa, ze względu na temperaturę, ale słyszałam, że nic nie stracił, no w Polsce było tak samo gorąco. Przy okazji Włochy okazały się być krajem bardzo psiolubnym, więc może...
Wrześniowe słońce miło zmotywowało nas do dłuższych spacerów, a sprzyjająca temperatura do treningów. Zapisaliśmy się na kurs PTP, a ja odwiedziłam DCDC w Warszawie dzięki czemu dostałam motywacyjnego kopa.
Październik nie był dla nas zbyt dobrym miesiącem, ponieważ V zjadł wypełnienie z pluszaka. Zastrzyki, kontrasty, wymioty , karmienie psa strzykawką to coś o czym marzy każdy psiarz. Polecam. Myślałam, że zrezygnujemy z kursu, ale V zaskoczył mnie szybkością regeneracji, i ostatecznie opuściliśmy tylko jedne zajęcia.
Listopad był dość leniwy, i pracowity za razem. Pracowity,bo zawzięłam się na chodzenie na luźnej smyczy i motywacji psa na zabawki, a leniwy, ponieważ nie robiliśmy innych wymagających rzeczy.
W grudniu V. opanował wiewióra, nadal ćwiczyliśmy chodzenie na luźnej smyczy, a poza tym przyszła paczka z Karuska. Pomijając te wydarzenia grudzień był ,,miesiącem leniwca''
Do napisania M&V
Super, że tyle się u Was dzieje :) Aktywnie spędzacie czas i dużo go razem spędzacie :) Powodzenia w kolejnych postanowieniach :)
OdpowiedzUsuń